Albo ty życie, albo życie ciebie. Słowo "chingar"


Słowo "chingar" jest niekwestionowanym władcą w królestwie meksykańskich wulgaryzmów. Jak już Wam pisałam, królestwo jest ogromne, różnorodne i zupełnie niepodległe od Hiszpanii. Niepodzielnie zaś włada tu "chingar" oraz reszta królewskiej świty - derywaty takie jak "chingon" czy "chingada".

"Chingar" znaczy w Meksyku - mniej więcej - tyle co "pieprzyć". Kto jak kto, ale Polacy, którzy także mogą poszczycić się obszernym słownikiem wulgaryzmów, wiedzą, ile nowych słów można utworzyć od tego jednego wyrazu. Tak jest i tutaj, w gąszczu derywatów od słowa "chingar" wyróżniają się jednak dwa z nich - biegunowo odmienne - "chingon" i "chingada".  "Chingon" - ten, który pieprzy - to taki polski "przekozak", "przechuj", rosyjski "molodziec" - spryciarz, cwaniak, osoba bystra i radząca sobie. "Chingon" - używane od meksykańskich salonów po meksykański slums - to także po prostu "fajnie", "klawo", "byczo". Takie meksykańskie "cool". "Chingon" może znaczyć też "dużo", nasze polskie swojskie "w chuj".
Z drugiej strony mamy z kolei słowa "chingado" i "chingada" - czyli obiekt owego pieprzenia. Bo wyraz "chingar" u swoich podstaw wyraźnie stawia na relację nadawczo-odbiorczą. Mamy tu wykonawcę czynności oraz obiekt. "Chingar" bardziej przypomina zwykły gwałt niż słodkie pieprzenie w małżeńskim, ciepłym łożu. Znany już nam gwałcący "chingon" góruje nad gwałconą "chingadą". W tej relacji "chingada" jest, szokująco, synonimem wszystkiego co złe i beznadziejne.

Skąd "chingar" się tutaj wzięło - nie wiadomo. Jedni wywodzą je od baskijskiego czasownika "txingartu", który znaczy "palić węglem". Druga teoria mówi, że "chingar" to "čingarár" hiszpańskich Cyganów znaczące "walczyć, bić się". Skąd słowo wzięło się w Meksyku - nie wiadomo. Wiadomo jednak, dlaczego poczuło się tutaj jak w domu. Słowo bowiem uderzyło w czuły punkt Meksykanów. Historia państwa Meksyk została bowiem zbudowana na gwałcie.

Pierwsi Meksykanie - czyli Metysi - są przecież owocem zbliżenia (często niechcianego) między hiszpańskimi konkwistadorami a indiańskimi kobietami. Pisałam już Wam o symbolicznym pierwszym Meksykaninie - synu Cortesa oraz jego indiańskiej tłumaczki - Malinche. Malinche, bolesna matka Meksykanów, jest nazywana tutaj powszechnie "La Chingadą". Choć nie żyje od prawie pięciu wieków, to wciąż jest obecna w meksykańskim języku. "¡Me lleva la Chingada!" (nosi mnie Chingada) znaczy tyle co "I'm fucked", "Vete a la Chingada" (idź sobie do Chingady) to polskie "spierdalaj", "Estar dado a la Chingada" (być danym Chingadzie) to być totalnie zgubionym, zrujnowanym.

"Hijo de la Chingada" (dziecko zgwałconej) to jedna z najbardziej niemiłych meksykańskich obelg. Bo jakże smutnym jest to, że całe nasze istnienie, obecność w tym świecie jest owocem gwałtu i przemocy!... Ale czy nie jest tak, że jeśli Malinche jest matką wszystkich Meksykanów to wszyscy oni są "hijos de la Chingada"? Octavio Paz w "Labiryncie samotności" mówi wprost, że właśnie na tym polega cała tragiczność narodu meksykańskiego. Zaznacza też, że od tamtego, pierwszego gwałtu aż po dziś dzień słowo "chingar" definiuje miejsce w meksykańskim społeczeństwie. Tu albo ty pieprzysz, albo pieprzą ciebie. "Chingon" jest stroną aktywną, "chingado" bierną. "Chingon" bierze, co mu się podoba, "chingado" z pokorą przyjmuje to, co zostało mu dane. "Chingon" pieprzy życie, "chingado" jest przez życie pieprzony.