Xochimilco. Wodne ogrody, makabryczne lalki i najdziwniejsze zwierzę świata


Jeśli meksykańska fiesta - to najlepiej właśnie w Xochimilco. Dla wielu mieszkańców miasta Meksyk jedną z pierwszych myśli, gdy organizują urodziny lub rocznicę ślubu, są właśnie kolorowe łodzie, zwane trajineras, pływające po tutejszych kanałach. Swego czasu mieszkający w Meksyku Polacy zorganizowali na nich nawet polski dzień niepodległości.

Pokład trajineras zapełniają stoły suto zastawione tacosami, tequilą i słodkimi napojami gazowanymi, a część łodzi zmienia się w najlepszy w mieście parkiet taneczny. Gdy skończy się alkohol* (zob. aktualizacja na końcu wpisu) - nie trzeba nawet wyskakiwać do sklepu: jego funkcję pełnią inne łodzie, których sprzedawcy podpływają do naszej i oferują przeróżne produkty. Są łodzie z micheladami (piwem z ostrymi przyprawami), z jedzeniem i z kwiatami, a nawet łodzie z pływającymi mariachis, którzy podpływając do naszej trajinery oferują naszemu tanecznemu parkietowi muzykę w wersji live!




Xochimilco jest żywym pomnikiem oraz przypomnieniem tego, jak kiedyś wyglądał teren dzisiejszego miasta Meksyk. Kiedy Hernán Cortés pierwszy raz w 1519 roku ze szczytu góry spojrzał na teren, gdzie teraz tętni życiem szalone miasto Meksyk, zobaczył bowiem w dole połyskującą wodę pięciu ogromnych jezior zalewających wtedy Dolinę Meksykańską. Na jednym z nich, Texcoco, znajdowała się stolica państwa Meszików (Azteków) Tenochtitlán - znajdująca się na wyspach i połączona z lądem groblami. Texcoco zostało w dużej części zasypane w czasach kolonialnych i dziś chyba już tylko jezioro Xochimilco daje strzępek obrazu tego, jak te tereny wyglądały kiedyś. Xochimilco było połączone kanałem z Texcoco, a do 1908 roku, kiedy to uruchomiono tu elektryczną linię tramwajową, głównym sposobem komunikacji tego miejsca z centrum miasta były właśnie trajineras.

Sprzedawcy roślin.

W czasach przedhiszpańskich tereny dzisiejszego miasta Meksyk były generalnie wodniste i bardzo podmokłe, niezbyt dobrze nadające się pod uprawę. Potrzeba zaś była ogromna, bo miasta położone przy jeziorze Texcoco miały ogromną populację - samo Tenochtitlán liczyło od 175 do 200 tysięcy ludzi!. Dlatego wymyślono system uprawy zwany chinampas, który pozwolił stolicy Meszików stać się najbardziej samowystarczalną metropolią w historii świata. Większość badaczy podejrzewa, że prawdopodobnie chinampas zostały wymyślone właśnie tu, w Xochimilco. Mimo że Xochimilco znajduje się dzisiaj przecież w granicach Dystryktu Federalnego jest to jedno z niewielu już miejsc, w których ten sposób uprawy wciąż funkcjonuje.

Chinampas

Chinampas uznawane są za najbardziej efektywny sposób uprawy w historii świata. Pozwalają nawet na siedmiokrotne zbiory w ciągu jednego roku! Pola uprawne znajdowały się na tratwach umieszczanych na wodzie, tworząc tym samym sztuczne wyspy. Tratwy budowane były z trzciny oraz gałązek pokrytych mułem, tam wsadzano rośliny, które puszczały korzenie poprzez tratwę aż na dno jeziora. Poletka obszary ukształtowane w małe prostokąty o wymiarach 30 x 2,5 metra. Do zabezpieczenia ich używano trzciny albo drzew pochłaniających wodę, np. wierzby. Chinampas są jednym z najlepszych przykładów permakultury: ten sposób uprawy jest samowystarczalny oraz zrównoważony i sam w sobie stanowi ekosystem.

Muł, którym wypełnia się pola, składa się w dużej części z materiału biologicznego: szczątków roślin i zwierząt. Jest więc podłożem bogatym w minerały, takie jak azot, fosfor, wapń czy potas, i sam w sobie jest najlepszym nawozem. Do tego praktycznie przez cały rok pozostaje wilgotny. Przy polach sadzi się także rośliny odstraszające owady oraz rośliny-pułapki, które atrakcyjniejsze dla owadów niż uprawy przytrzymują insekty i dzięki czemu nie przemieszczają się na pola. Taka technika pozwala uniknąć używania pestycydów oraz zabijania owadów. Potem, by jeszcze lepiej zabezpieczyć wyspy, zaczęto sadzić na ich brzegach drzewo zwane ahuejote (łac. salix bonplandiana). To właśnie dzięki nim, dzisiaj dawne wyspy wydają się być częścią lądu.

Te „pływające ogrody" są na tyle rozpoznawalne, że w grze komputerowej „Cywilizacja” obrano je za cechę charakterystyczną dla Azteków i wybrano je na "budowlę" reprezentującą tę nację w grze. Są też na tyle cenne, że ich pozostałości na jeziorze Xochimilco zostały wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Dzisiaj z kolei rolnictwo nie ma tu tak dużego znaczenia, najbardziej charakterystyczną cechą Xochimilco są ukwiecone łódki, zwane trajineras. Powstały w latach 40. XX wieku film pt. „Maria Candelaria” utrwalił romantyczny wizerunek Xochimilco, wedle którego mieszkańcy w całej błogości pływają sobie tymi ukwieconymi łódkami i żyją wśród chinampas, gdzie hodują sobie kukurydzę i kwiaty. Zresztą sama nazwa "Xochimilco" oznacza "Miejsce uprawy kwiatów", a do dzisiaj miejsce słynie z ich produkcji, tu też odbywają się najsłynniejsze targi kwiatowe. Oprócz warzyw, to głównie kwiaty uprawia się w istniejących do dzisiaj tutejszych chinampas.

Chinampas są jednak w poważnym zagrożeniu. Liczne inwestycje pozbawiły jezioro Xochimilco jego naturalnych wód zasilających, co spowodowało drastyczne obniżenie poziomu lustra wody. Wpływające dotychczas do jeziora wody źródlane zostały zastąpione przez brudną, źle oczyszczaną wodę, co zmieniło kanały opływające poletka chinampas w siedlisko zarazków i nieomal unicestwiło lokalne ekosystemy. Przynajmniej dwukrotnie pojawiło się zagrożenie, że Xochimilco zostanie usunięte z listy UNESCO z powodu zniszczenia strefy chinampas i zagrożenia dla całego regionu, jakie niesie ze sobą rozwój urbanizacyjny stolicy Meksyku. Tym samym zagrożony jest tutejszy gatunek endemiczny, występujący naturalnie tylko w jeziorze Xochimilco i otaczających go kanałach - aksolotl.


Jak prawdopodobnie wyglądały chinampas w czasach Meszików.
Grafiki: Museum of New Zeland.

Dzisiejsze chinampas. Zdjęcia zrobiłam w miejscowości San Andrés Míxquic w regionie Milpa Alta, na południu Dystryktu Federalnego.




Dokument, który dokładnie opisuje, jak działają chinampas.

Aksolotl - najdziwniejsze zwierzę świata

Daniken dopatrzył się ingerencji sił kosmicznych w Meksyku nie w tym miejscu co trzeba. Bo kosmici nie przybyli do Meksyku, aby zbudować piramidy, a potem się zmyć. Kosmici żyją sobie w Meksyku w najlepsze. Nazywają się aksolotle. Aksolotl, inaczej ambystoma meksykańska, to mały  płaz, który ma skrzela umiejscowione na czułkach odchodzących od pyszczka. W wypadku urazu skrzela samodzielnie powracają do pełnego zdrowia. Może on regenerować także inne części ciała. Zwierzęta te są też adelofagami, co znaczy, że żywią się osobnikami tego samego gatunku. Niedobór jodu w jaskiniach, w których żyje, sprawia, że aksolotl całe życie przeżywa w fazie larwalnej, co więcej może jako larwa w najlepsze rozmnażać się. W wyniku podawania mu hormonu tarczycy aksolotl osiągnął postać dorosłą, przystosowaną do życia na lądzie  Badaczem, który po raz pierwszy tego dokonał (w 1917 roku), była polska uczona, biolog Laura Kaufmann. Aksolotl jest cennym zwierzęciem laboratoryjnym, wykorzystywanym do badań z zakresu transplantacji, badań wad serca, a także na potrzeby endokrynologii i genetyki.

Nazwa "āxōlōtl" w języku nahuatl oznacza "wodnego potwora", a zwierzę było znane przedhiszpańskim Meszikom i ściśle związane z ich mitologią - miał być on związany z bogiem Xólotlem, strażnikiem świata umarłych Mictlánu, bratem bliźniakiem Quetzalcoatla, wspólnie z którym wykradł kości zmarłych z Mictlánu, by stworzyć z nim następnie człowieka. Według jednej z legend zbiegły Xólotl miał ukrywać się pod postaciami różnych zwierząt, zamieniając się także w aksolotla. Jego brat Quetzalcoatl zdecydował się darować mu życie, ale skazał go na wieczne życie w ciemnościach pod postacią aksolotla. W opowieściach mitologicznych jest on związany z innym typowo meksykańskim zwierzęciem, meksykańskim psem xoloitzcuincle, przedstawiany jako kościotrup z głową psa. Meszikowie zwykli spożywać aksolotle, które jeszcze do niedawna można było zjeść w tamales.

Jeden z Pokemonów - Wooper - został zainspirowany przez aksolotla. W odróżnieniu od ambystomy jednak nie ma on żadnych kończyn. Umiejętność autoregeneracji ciała aksolotla była też inspiracją dla Franka Herberta w jego sadze "Diuna" - "axolotl tanks" oraz "axolotl technology" były wykorzystywane do reprodukowania organizmów żywych posiadając zaledwie jego komórkę lub szczątki. Julio Cortázar w jednym ze swoich opowiadań wręcz uzależnia się od widoku aksolotli. Będąc w Paryżu, codziennie, dzień w dzień, chodzi do ZOO, tylko po to, żeby przyglądać się tym dziwnym stworzeniom. Że pochodzą z Meksyku – pisze Cortazar - poznałem od razu - wystarczyło spojrzeć na ich małe azteckie twarze. Narrator tak długo wpatruje się w te ich twarze, że w końcu sam staje się aksolotlem i przygląda się sobie samemu, człowiekowi wpatrzonemu w aksolotle, po drugiej stronie szyby akwarium.

W warunkach naturalnych gatunek występował w dwóch jeziorach: Xochimilco i Chalco, leżących na południe od miasta Meksyk. Obecnie zasięg jego występowania obejmuje jedynie południowe części jeziora Xochimilco wraz z otaczającymi je kanałami i mokradłami. Dzisiaj, mimo że hodowany w domowych akwariach na całym świecie, jest gatunkiem zagrożonym. W 1998 na kilometrze kwadratowym znaleziono 6000 osobników, w 2003 - 1000, a w 2008 - już tylko 100. Podczas czteromiesięcznych badań w 2013 roku nie znaleziono tu już żadnego osobnika. Na szczęście miesiąc później, w jednym z odchodzących od jeziora Xochimilco kanałów znaleziono 2 żywe sztuki. Dzisiaj intensywnie pracuje się nad odtworzeniem populacji aksolotli w jeziorze. Trzeba jednak wykorzystywać do tego dzikie osobniki, rozwój populacji z gatunków akwariowych nie jest wskazany z uwagi na zagrożenie przenoszenia różnych chorób, w tym genetycznych.


Polski aksolotl o imieniu Smok i ksywie Jay-Z mieszkał swego czasu w akwarium w Tychach u moich znajomych, Oli i Makarona. Dzisiaj, już świętej pamięci, zapewne przemierza boskie odmęty mitycznego Tlalocanu.

Wooper, Pokemon wzorowany na aksolotlu.


Wideo o aksolotlu oraz o próbach przywrócenia jego populacji w jeziorze Xochimilco.

Wyspa Lalek 

Wśród kanałów mieści się miejsce rodem z horroru – Wyspa Lalek (La Isla de las Muñecas). Pełne jest brudnych, okaleczonych lalek poprzywieszanych na drzewach. Ten koszmar senny stworzył jeden człowiek – Julian Santana Barrera, który opuścił dom i rodzinę, by pędzić pustelnicze życie na wyspie. To przerażające magnum opus powstawało przez 50 lat. Jak mówi lokalna legenda, podobno wszystko zaczęło się od smutnej historii z jego życia. W 1950 roku Julian słyszał krzyki tonącej dziewczynki, skoczył jej na pomoc, ale nie zdołał jej uratować. Od tamtej pory słyszał po nocach przerażające krzyki dziewczynki. Wszystkie zebrane przez niego lalki miały osłodzić jej cierpienia albo pełnić rolę amuletów, które miały odpędzić jej ducha. Do swojej śmierci w 2001 roku Julian zebrał półtora tysiąca lalek. 

Teraz jego kolekcję przejęła jego rodzina, która udostępniła miejsce do zwiedzania i kontynuuje dzieło Juliana. Jak mówi jego stryjeczna wnuczka, lalek jest tutaj dzisiaj 2800, a nowe zostawiają tu także odwiedzający - m.in. podobno Tim Burton, który odwiedził Wyspę Lalek już trzykrotnie. Wedle relacji rodziny miejsce to odwiedzili także Lady Gaga, Guillermo del Toro, Robbie Willimas i Kirk Hammet z Mettaliki. Atrakcja stała się na tyle popularna, że w kanałach Xochimilco istnieją dzisiaj co najmniej trzy inne "Wyspy Lalek". Do tej "właściwej" płynie się godzinę z hakiem z Embarcadero Cuemanco.





Lalka od Tima Burtona.

La Llorona

Z Xochimilco wiąże się jeszcze jedna makabryczna historia - legenda o La Lloronie, kobiecie, która zabiła swoje własne dzieci. "La Llorona" ("Płacząca") to jedna z najpopularniejszych legend ludowych, która jest historią analogiczną do greckiego mitu o Medei, i ma liczne wersje. Jedna z nich mówi, że kobieta zabiła swoje dzieci w rozpaczy po tym, kiedy opuścił ją mąż. Inna, mniej popularna, niejako ją rozgrzesza - mówiąc, że zrobiła to, bo nie chciała poddać się nadciągającym wojskom hiszpańskim. Meksykańska animacja dla dzieci z serii o miejscowych legendach (na ekran przeniesiono też np. historię o mumiach z Guanajuato) z kolei wybiela zupełnie postać kobiety, pokazując, że śmierć dzieci byłą wypadkiem.

Nie ma jednak wątpliwości co do jednego - La Lloronę można wciąż usłyszeć, kiedy błąka się między kanałami w Xochimilco i głośno łka za zamordowanymi dziećmi. Jej historia rozbrzmiewa także w jednej z najpopularniejszych i najpiękniejszych ballad meksykańskich "La Llorona" (która pojawiła się np. w filmach "Frida" oraz "Coco"), który z kolei łączy Lloronę z innym narodowym etosem - tragicznej matki pierwszego Meksykanina, a zarazem wszystkich Meksykanów - La Chingady, Indianki zgwałconej przez hiszpańskich konkwistadorów - łączonej z realną postacią Malinche, indiańskiej tłumaczki i kochanki Cortésa. O tym etosie piszę obszernie w artykule "Matko bolesna, matko haniebna" (Holistic News, 2/2019).


"La Lloronę" w swoim repertuarze ma większość meksykańskich wokalistek. Tu wersja Natalii Lafourcade.


Xochimilco słynie z tradycyjnych obchodów Día de los Muertos. 

*po śmierci jednego z imprezujących, 1 września 2019 roku, który tańczył po zewnętrznej stronie łodzi i po zderzeniu z inną trajinerą nie utrzymał równowagi, wpadł do wody i się utopił, władze Xochimilco zabroniły picia alkoholu na trajineras. Przykazały też noszenie kapoków. Zasady te jednak nie są przestrzegane.

Zobacz także: 8 rzeczy do zrobienia w mieście Meksyk